Dlaczego moje dziecko nie ma zabawek interaktywnych


Oglądając reklamy, czy przechodząc obok półek z zabawkami w sklepie jesteśmy zachęcani do kupna zabawek interaktywnych. Wyglądają atrakcyjnie, mają ładne opakowania, promocyjne ceny. Pełni najlepszych intencji, chcąc sprawić dziecku ogromną radość, a także dać mu szansę do lepszego rozwoju, nieświadomie robimy mu... KRZYWDĘ.

O tym, że takie zabawki potrafią męczyć i drażnić nawet dorosłego, nie muszę się rozpisywać. Istnieją jednak gorsze skutki. Nie każdy jest tego świadom - i ja także długo nie byłam. Dlatego zachęcam do przeczytania poniższego tekstu i refleksji...

Najczęściej słyszę, że zabawki interaktywne stymulują zmysły. Użyłabym tu jednak stwierdzenia - "działają na"- bo stymulacja w przypadku rozwoju małego dziecka kojarzy mi się raczej z postępem. Te zabawki natomiast powodują widoczną reakcję, ale czy dobrą w skutkach...?

Pomyślmy o wzroku. Są kolorowe -  fakt, lecz tak samo jak inne zabawki. Świecą, błyszczą, migoczą... Czy jednak tego potrzebuje wzrok kilkumiesięcznego dziecka, który ciągle się rozwija?  I nie chodzi tu o "psucie oczu", ale  o przetwarzanie informacji wzrokowych, których mózg uczy się jeszcze przez parę ładnych lat. Wynika to z faktu, że analizator wzroku dojrzewa z wiadomych względów w życiu płodowym najpóźniej. Mózg potrzebuje nie tylko czasu, ale także odpowiedniej kolejności oswajania się z bodźcami, by móc uporządkować zdobywane wiadomości. Dziecko, które patrzy na mrugające światłem zabawki zostaje zbombardowane informacjami, których mózg nie poukłada, choć będzie próbował, kosztem zmęczenia i rozproszenia uwagi. 

Nie są rozwijające także dla słuchu. Niedoświadczony mózg dziecka zawsze będzie podświadomie wybierał głośne, powtarzające się, nienaturalne dźwięki zamiast dźwięków płynących z otoczenia, w   efekcie czego dziecko zacznie ignorować otaczające go naturalne dźwięki, z dźwiękami MOWY na czele.

Spotkałam się też ze stwierdzeniem, że mówiące zabawki uczą mowy.
NIE UCZĄ MOWY !!! (A wręcz opóźniają jej rozwój!) Do nauki mowy dziecku niezbędna jest druga osoba - jej twarz. Po to, by mogło nie tylko usłyszeć słowo, ale także zrozumieć kontekst, poczuć emocje i widzieć sposób wypowiadania słów, by móc je potem naśladować.  Nie znam dziecka, które nauczyłoby się nowych słówek z bełkotu płynącego z głośniczka pluszowych maszyn. Nam samym zresztą ciężko  zrozumieć co "mówią" niektóre zabawki, choć mówią z znanym nam języku. Wyobraźmy sobie zatem, ze uczymy się języka japońskiego od  świecącego i grającego pieska... Czy tylko mnie wydaje się to  absurdalne?  Dlaczego więc chcemy uczyć w ten sposób nasze dzieci...

Ktoś powie - eee tam, zależy od tego jak będziemy je używać. Racja! - możemy chować gadającego misia i bawić się nim w "a ku ku" - zupełnie nie potrzebując jego "interaktywności". Możemy usiąść obok dziecka i naciskać z nim dźwięki kolorowego pianinka - ale czy nie lepiej grać z nim na cymbałkach ćwicząc zdolność myślenia przyczynowo - skutkowego (jeden ruch-jeden dźwięk), małą motorykę i zdolność rozróżniania natężenia i wysokości dźwięków?  To, czego potrzebuje dziecko w pierwszych 2 latach życia jest zdecydowanie prostsze, łatwiejsze i tańsze!  Bo przecież - przyznajcie sami - zabawki interaktywne to żyła złota dla producentów i nie ma co się oszukiwać - dobro dziecka raczej  nie jest przez nich stawiane na pierwszym miejscu...

Jeśli jednak to Cię nie przekonuje i ani myślisz zrezygnować  z tego "udogodnienia" - zastanów się, na ile dawanie ich dzieciom jest w Waszym przypadku  koniecznością, a na ile wygodą lub przyzwyczajeniem... Czy da się chociaż ograniczyć ich używanie?

Bo zabawki interaktywne niosą jeszcze jedno niebezpieczeństwo... Dla relacji.
Kuszą, by dać dziecku i... odejść. By kazać mu "pobawić się" w samotności  o wiele dłużej i częściej niż jest to naprawdę potrzebne. Ta droga na skróty oddala nas od rozpoznawania potrzeb i zainteresowań dziecka, zabija kreatywność i radość płynącą z przebywania z sobą. 
O wiele ciekawsze i bardziej pożyteczne jest przyglądanie się temu, co robi rodzic. To naturalny sposób poznawania świata, do takiego jesteśmy przygotowani jako gatunek i nie zmieni się to w czasie "jednego pokolenia".

To, co drogi rodzicu robisz teraz - w pierwszych 2,3 latach życia Twojego dziecka zaprocentuje- to teraz w mózgu Twojego dziecka  tworzy się i utrwala najwięcej połączeń między komórkami. TO teraz  mózg jest najbardziej plastyczny i gotowy do poznawania świata !

Wiem, że bywa trudno, ze dzieci są wymagające, że czasem bardzo trudno zając ich uwagę "zwykłą" zabawką... Ale nie utrudniaj tego jeszcze bardziej, na własne życzenie...
Pozwól dziecku się  PONUDZIĆ!

Przemyśl ... I spróbuj!
Myślę, że warto  💗










Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane �� Brawo ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mądrze powiedziane. Na pytanie co chcę na roczek dla córki odpowiedziałam "byleby nic co świeci i gra. Chyba, że instrumenty". W odpowiedzi usłyszałam, że się mylę, że takie zabawki nie uczą, bo Pani Psycholog Piotrowska mówi inaczej. Znalazłam więc wywiad we współpracy z Fisher Price i pomyślałam, że co innego mogła powiedzieć... potem dostałam link do zabawki za 300 zł i ręce mi opadły, że ludzie dają się nabierać. Wyszło, że chyba jestem zacofana i moje dziecko też będzie🤷‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  5. Są też takie zabawki, które według mnie są potrzebne. I mam tutaj na mysli chociażby maty edukacyjne dla dziewczynki To rozwój dziecka poprzez zabawę, poznawanie świata.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam pytanie. A jak wyglada kwestia karuzeli tinylove? One rowniez maja negatywny wplyw? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, ale z tego, co widzę to takie zabawki są często dużo tańsze od tych rozwojowych np. na zakup gotowej tablicy manipulacyjnej za kilkaset złotych niewiele osób stać, a grającą zabawkę można znaleźć za mniej niż 100 złotych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty