O tym, jak udało się nam pożegnać ze... Smoczkiem




W kwestii smoczka moje podejście jest dość liberalne. Tak, jak wielu logopedów, doceniam jego pomoc, gdy dziecko ma nasilony odruch ssania i uważam go za lepszą wybór od  kciuka.
Franek  zaakceptował smoczek w okresie niemowlęcym, a później korzystał z niego w czasie zasypiania i dłuższych podróży samochodem. Niestety - zawsze...

Ustaliłam sobie więc granicę wieku  - 4, 12, potem  maksymalnie 18 miesięcy,  której przekroczyć nie chciałam i przed którą bardzo chciałam zdążyć z "odsmoczkowaniem".

Efekt mogę skwitować tylko jednym stwierdzeniem, które  pasuje zresztą do wielu innych moich historii:
"Byłam taka mądra i tak dobrze znałam się na wychowywaniu... A potem urodziłam własne dziecko" 😅


Nie pomagało słynne odcinanie smoczka, smarowanie niedobrymi potrawami, celowe gubienie, wyrzucanie, tłumaczenie, oddawanie "dzidziusiom", zagadywanie przez snem...

Jako matka, nie byłam w stanie patrzeć na szlochające dziecko, nie reagować na jego prośby, błagalny ton i wzrok. I nawet, gdy czasem już  "się udało"  sen szybko przerywał trudny do opanowania płacz  😒

Niebezpiecznie zbliżaliśmy się do granicy drugich urodzin i tu naprawdę trzeba było już działać, bo smoczek - dawany nawet tylko na czas zasypiania, mógł wyrządzić ogromne szkody w kształtującym się zgryzie, sposobie oddychania i układaniu narządów artykulacyjnych.


Musiałam sprawić, by smoczek  zniknął z naszego życia nieodwracalnie- ułatwiając sobie w ten sposób bycie konsekwentną i w końcu użyłam metody ocierającej się o ...przekupstwo 🙈🙉🙊

Wymyśliłam więc, że smoczkiem "zapłacimy" za nową zabawkę, którą Franek sam sobie wybierze w sklepie. Może świadomość tego, że ktoś rzeczywiście go zabrał nam pomoże, a nowa, wymarzona zabawka wynagrodzi niewygodę...?

Do całej "akcji" przygotowywaliśmy się kilkanaście dni. Opowiadałam Frankowi przed snem o tym, że pójdziemy do sklepu, wybierze sobie - tu padło na zestaw klocków Lego Duplo, a przy  kasie da Pani smoczek, by móc zabrać do domu klocki. Potem  będziemy się bawić i bawić...
Opowieści ilustrowałam zdjęciami i katalogami Lego, które spotykały się z wielkim zainteresowaniem 😉

I choć sama liczyłam się z tym, że pomysł może skończyć się tak samo jak pozostałe, postanowiłam podejść do jego realizacji poważnie, z nastawieniem na sukces 😉

Nadszedł długo wyczekiwany dzień zakupów. Franek dzielnie maszerował między półkami sklepu w poszukiwaniu nowych klocków. W końcu znaleźliśmy odpowiedni zamiennik, który syn sam poniósł do kasy. Tam z pełną powagą -(płacąc przy  okazji kartą) wytłumaczyłam kasjerce, że Franek chciałby zapłacić jej smoczkiem i prosimy, żeby w zamian za smoczek dała nam TE KLOCKI.

Pani wspaniale wczuła się w nową rolę i ... tyle smoczek widzieliśmy 😆

Franek klocki oglądał całą powrotną drogę i bawił się nimi długie  popołudnie. A gdy przyszła pora snu - pamiętał, że smoczek został w sklepie i choć minę miał nietęgą - leżał w łóżku spokojnie. Wędrujące co jakiś czas do buzi paluszki delikatnie zabierałam i masowałam, aż przyszedł sen...

I tak minął nam pierwszy wieczór i noc bez smoczka, a także... Ostania rozmowa na jego temat. Od tej pory, ku ogromnemu zdziwieniu całego otoczenia - po prostu nie ma "tematu" 👍

Dziś mogę śmiało stwierdzić: UDAŁO SIĘ !







Komentarze

  1. Chyba niedlugo będę musiała wypróbowac ten patent :) chociaż w dzień bez problemu zasypia bez smoczka i większość nocy śpi bez trzeba się z nim pożegnać na dobre :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty