Nauka układania puzzli

Układanie i dopasowywanie obrazków  to ważna i cenna umiejętność w rozwoju każdego dziecka. Swiadczy o zdrowym, harmonijnym rozwoju percepcji wzrokowej, dobrym myśleniu i sprawności manualnej, a także ten rozwój wspomaga. Niektórym dzieciom przychodzi to łatwo  - tak po prostu patrzą na elementy i już wiedzą że do siebie pasują 😊  Inne dzieci wymagają pewnego wprowadzenia, instrukcji i pokazu, by zrozumieć, jak i dlaczego należy połączyć ze sobą akurat te konkretne części. Tym bardziej, gdy układanie zaczynamy wcześnie. 

 

Tak było też z nami - z układankami i puzzlami trzeba było się  oswoić i tak, jak innych rzeczy - po prostu nauczyć.  

 

Oto mała opowieść o tym,  jak tak nauka przebiegała...






Przygodę z układaniem  zaczęliśmy  w okolicach 18. miesiąca życia. Były to proste, dwuelementowe obrazki przedstawiające zwierzęta. Dlaczego wybrałam właśnie taki motyw? Bo zwierzęta i ich odgłosy to jedne z pierwszych słów, jakie wypowiada dziecko, a ja  nie wyobrażam sobie układania bez mówienia 😉
Nie bez znaczenia była też forma  układanki. Zobaczcie - każdy mały element pasuje tu do każdego dużego ! Ale prawidłowe rozwiązanie jest tylko jedno... Dziecko musi się przyglądnąć i  dostrzec relację pomiędzy dwoma obrazkami, a to wymaga już analizy i syntezy wzrokowej, którą przez to wspomagamy...

 Dlatego, wśród wielu dostępnych na rynku pozycji - ja szczególnie polecam Wam zestaw:


- "Tabliczki małe i duże zwierzątka" wyd. Alexander. Jest w mojej ocenie bardzo przejrzysty, prosty do nazwania, rozpoznania i wspólnego układania (a o innych dwuelementowych puzzlach pisałam  TUTAJ - zapraszam)
 

Każdą nową zabawkę, grę, układankę należy najpierw z dzieckiem poznać i "omówić". Nie inaczej było z puzzlami. Braliśmy do rąk każdy element, mówiłam co przedstawia i jakie dźwięki wydaje dana postać. Następnie wybierałam tylko 2, 3  "komplety" zwierzątek i kładłam przed Frankiem.



 Lubię naukę przez zabawę, dlatego przekształciłam w nią i  tę aktywność. Nazwałam ją sobie "gdzie moje dziecko?"... Najpierw mówiłam - "Tu mama kura i mała kurka, mama kot i mały kotek, mama owca i mała owieczka". Następnie na oczach Franka wyciągałam z dużych elementów  małe, mieszałam i mówiłam -głosek kurki :"kokoko, ojeeeeej, kokoko, gdzie moje dziecko, gdzie mała kurka ?!". Oczywiście reakcją Franka była wielka chęć niesienia pomocy, co spowodowało właściwe odnalezienie i umieszczenie brakującego elementu 😀



Czasem, dla urozmaicenia zabawy działaliśmy też w drugą stronę: dzieci szukały swoich mam.
Zdarzało mi się tez mówić do niego bardzo prostymi, krótkimi komunikatami - "koko i koko", "miau i miau" lub "kura do kury, kot do kota" tylko po to, by prowokować go do powtarzania i spontanicznego nazywania zwierzątek w trakcie układania. I rzeczywiście przynosiło to spodziewany efekt - buzia pracowała razem z rączkami 😉

Zwierzęta najpierw wymieniałam na inne, a dopiero potem kładłam przed nim 4,5,6 postaci do uzupełnienia. Aż doszliśmy wspólnymi siłami (może w tydzień, dwa...?) do momentu, aż sam brał pudełko z półki, rozsypywał wszystko i z dumą ogłaszał "poukładanie"  kolejnych puzzli :)

I tak robiłam z każdym nowym pudełkiem 😉 Każdy obrazek sumiennie opisywałam, nazywałam elementy, układałam na jego oczach i na jego oczach "gubiłam". Dzięki temu zabiegowi miałam pewność, ze Franek patrzy (i nazywa) obrazek, a nie  próbuje układania na zasadzie dopasowania samego kształtu puzzla.






Po 4 miesiącach przyszedł czas na oswajanie się w większą ilością elementów. Niektórzy pamiętają pewnie wielkie pudło z puzzlami, które dotarło do nas początkiem listopada. (O tych, które stały się naszymi ulubionymi przeczytacie w tym poście




I wtedy okazało się, że  znów trzeba zabrać się do nauki 😉 Puzzle kilkuelementowe  to przecież większy wysiłek  intelektualny i ... fizyczny. Trzeba  rozpoznać, dobrać i  połączyć bardziej skomplikowane elementy, a to  wymaga większej cierpliwości i  dobrej sprawności małej motoryki. Początki mogą być  trudne, ale z naszą przemyślaną pomocą mogą być o wiele przyjemniejsze i bardziej satysfakcjonujące 💛



Jak pewnie się już domyślacie - dobrze jest najpierw nazwać, co przedstawia każdy z  ułożonych obrazków 😉 Następnie "kradniemy" jeden element (np. koło koparki czy ucho psa) i pytamy np. - ojej, a to gdzie trzeba dać?  (Choć i tu zdarzało mi się mówić "hau hau, gdzie moje ucho, kto mi je odda" 😁) W ten sposób pokazujemy dziecku zasadę, że mały element jest częścią większej całości - w tym i tylko w tym miejscu.



 
Następnie wybierałam elementy potrzebne do utworzenia  jednego obrazka i układałam je bardzo blisko, tak by jedynym zadaniem Franka było tylko ich połączenie.




Tak łączyliśmy kolejno wszystkie obrazki, przy okazji nazywając je i opisując - "koło obok koła, na górze kabina, z przodu łyżka koparki.../ "głowa, do głowy szyja, tutaj brzuch, pod brzuchem nogi..."
 
Następnie Franek sam układał obrazki z  porozrzucanych "byle jak"  elementów. Wciąż jednak miał do dyspozycji tylko te z jednego obrazka.

Gdy zaczął sobie radzić ze składaniem każdego obrazka z osobna, zaczęliśmy powoli mieszać elementy różnych zwierząt, aż Franek nauczył się rozdzielania i układania całego pudełka 😊






Ostatni miesiąc (od 2 urodzin) to czas intensywnego powiększania liczby elementów. 6-9-12-16-20-24.  

Teraz już uczę go patrzenia na obrazek, bo wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Zaczynamy od charakterystycznych elementów, np. twarzy, czy głowy  a potem tłumaczę w odniesieniu do obrazka - "popatrz, na tym puzzlu jest czapka - a na obrazku czapka jest na głowie. Pokaż, gdzie pasuje ten puzzel?".




I zawsze najgorszy jest tylko pierwszy raz,  po otwarciu nowego pudełka. Dlatego robię  to ja, a Franek raczej obserwuje powstawanie obrazka. Potem robię mu "psikusa" - czyli odrywam dolny/górny/boczny rząd i proszę, by go naprawił... Dalej jest już z górki - od jednego rządka przechodzimy płynnie do całego obrazka :)



 

Wiem, że układanie i zachęcenie do układania puzzli może nie być łatwe lub nie każdemu rodzicowi, czy dziecku będzie sprawiać przyjemność. Ale myślę, że warto chociaż spróbować, czy to nie jest już "ten czas" ,  a "ta" aktywność nie stanie się ulubioną zabawą dziecka, która zajmie go na dłuuugie minuty. 

A tylko rodzic wie, jak bardzo takie minuty są czasem potrzebne 😉







Komentarze

  1. Genialne!! Chyba już wiem dlaczego mój Franek (lat prawie 5) nie lubi puzzli. Zawsze robiłam to źle! Od ilu elementów zacząć z 5 latkiem? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. yyy... Czy mogę odpowiedzieć za 3 lata ? ;) A tak na serio - radziłabym kupić puzzle typu 3w1, gdzie mamy 3 obrazki składające się z kolejno ok.30, 40 i 50 elementów. Wtedy łatwiej jest wystopniować trudność i sprawdzić na jakim syn jest etapie. Warto też pamiętać, że o poziomie trudności puzzli decyduje nie tylko liczba elementów, ale także ich wielkość (im mniejsze tym trudniejsze) oraz szczegółowość obrazka... Tez zaś, koniecznie musi być dla syna atrakcyjny (ulubiona bajka, pojazd, zwierzę...?), bo to w dużej mierze decyduje o powodzeniu całej akcji ;) Życzę udanych zakupów i dobrej zabawy !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak byłam młodsza to uwielbiałam puzzle. Największe, które ułożyłam miały 4000 tys. elementów. Dzieci też zaraziłam do ich układania. Kupiłam im puzzle Sówka Mądra Główka od Alexandra. Maluchy lubią się nimi bawić z czasem będziemy trudniejsze puzzle kupować i układać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 58 year-old Accountant I Mordecai Laver, hailing from Gimli enjoys watching movies like "Resident, The" and Hooping. Took a trip to Greater Accra and drives a Jaguar D-Type. Polecane do czytania

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty